„Białoruś nauczyła mnie zaufania Panu Bogu”

O Kościele na Białorusi rozmawialiśmy z posługującym tam od 10 lat ks. Michałem Bubien, proboszczem parafii p.w. Świętych Piotra i Pawła w Szkłowie. Okazją do rozmowy były tegoroczne rekolekcje adwentowe, które dla naszej wspólnoty parafialnej prowadził ks. Michał.

Jak wygląda sytuacja Kościoła na Białorusi?

Mamy na Białorusi kilka diecezji: archidiecezję Mińsko-Mohylewską i diecezje: Grodzieńską, Witebską i Pińską. One tworzą Mińsko-Mohylewską prowincję kościelną. W Mińsku mamy arcybiskupa-metropolitę i dwóch biskupów pomocniczych i oraz arcybiskupa seniora Tadeusza Kondrusiewicza. W Pińsku ordynariusz  ma jednego biskupa pomocniczego, w Witebsku oraz Grodnie jest tylko biskup diecezjalny. Daje nam to razem siedmiu urzędujących biskupów na całej Białorusi. Moja diecezja to zasadniczo przekrój centralnej Białorusi – na nią składa się zarówno zachodnia jak i wschodnia część. One różnią się między sobą – zachodnia część liczy więcej katolików, jest bardziej tradycyjna, można tam spotkać się z większą ilością nabożeństw natomiast część wschodnia pod tym względem jest biedniejsza. Niemniej jednak na wschodzie również są katolicy, co więcej jest wielu potomków Polaków wywożonych przed laty na Sybir.

Powiedział ksiądz o strukturze białoruskiego Kościoła, a jak on wygląda w sensie duszpasterskim?

Kościół zachodniej Białorusi jest bardzo podobny do polskich parafii. Jest dużo wspólnot, pracują tam księża, siostry zakonne – prowadzą oni różne duszpasterstwa, min. młodzieży. Na wschodzie zaś mamy bardziej indywidualne duszpasterstwo – mamy tam o wiele mniej ludzi. Ja jestem proboszczem trzech parafii ponieważ brakuje księży. Obecnie w Mohylewie jedna z parafii jest bez proboszcza, podobnie w Czerykowie i Mścisławiu. Są tam wierni, ale nie ma na stałe kapłana. Przez cały czas duszpasterz musi dojeżdżać. To niewątpliwie jest problem bo dojazdowe duszpasterstwo nigdy nie zastąpi w pełni kapłana, który jest na miejscu, wśród ludzi, do którego zawsze można przyjść. Taka sytuacja ma podłoże zarówno duchowe jak i polityczne. To jest między innymi skutek tego, co obecnie dzieje się na Białorusi.

Biskup Jurij Kasabucki, biskup pomocniczy diecezji mińsko-mohylewskiej powiedział niedawno takie zdanie: „Głośno się o tym nie mówi, ale Kościół na Białorusi jest prześladowany”. Jakie jest księdza odczucie w tym względzie?

Tak, jest prześladowany. Mówię tak, dlatego, że struktura, w której działamy jest taka a nie inna. Gdyby któryś z polskich księży czy z jakiegokolwiek innego państwa chciał przyjechać  pracować na Białorusi to od razu ma pod przysłowiową górkę. Ma mieć pozwolenie na pracę od służb państwowych. Te z kolei takich pozwoleń  zasadniczo nie dają, a jeżeli już zdecydują się wydać – to po to, aby móc szpiegować danego księdza. Nie może taki kapłan przekazywać Ewangelii w jej prawdziwym brzmieniu, tylko musi być ona poprawna politycznie. Za głośne wypowiedzi na temat tego, o czym w oczach państwa nie można oficjalnie mówić, dany ksiądz po prostu może zostać wyrzucony. Dla przykładu, ksiądz, który w Mińsku budował kościół i dom parafialny a w nim piękne oratorium i świetlicę dla młodzieży, został wyrzucony 3 dni przez uroczystością I komunii świętej i 25-lecia swojego kapłaństwa. Księża z Polski są wyrzucani często tak po prostu, bez powodu. Jeżeli prawo mówi, że obcokrajowiec może być wydalony za pięciokrotne przekroczenie prędkości na drodze, u księdza wystarczy tę prędkość przekroczyć jedno czy dwukrotnie. I nie zadziała tłumaczenie, że kapłan złamał przepisy nie dlatego, że jest piratem drogowym a przez to, że jechał z posługą sakramentalną do chorego. Oczywiście nie można w ten sposób tłumaczyć łamania przepisów drogowych, ale jest to przykład podwójnych standardów w traktowaniu księży i świeckich obcokrajowców. Inna sprawa to tzw. ciche prześladowanie. Dzisiaj jako Kościół mamy o wiele mniej praw niż nasi bracia prawosławni. My jako księża nie możemy wejść z katechezą do szkoły. Możemy katechizować tylko przy parafii. Nie mogę zorganizować jakiegoś przedsięwzięcia duszpasterskiego, ewangelizacyjnego poza parafią. Na każde takie wydarzenie muszę mieć pisemne pozwolenie władz miejskich. Kolejna rzecz – różne dziwne przepisy, pozornie funkcjonujące dla naszego dobra, ale tak naprawdę mające na celu pobieranie od nas pieniędzy na rzecz państwa. Podsumowując – nie ma ani wolności ani swobody działania.

Rozpoczynając rekolekcje w naszej parafii, wspominał ksiądz, iż posługuje na Białorusi już od 10 lat. Jaki miał ksiądz obraz tego miejsca, gdy dowiedział się, że będzie tam niósł Ewangelię?

Urodziłem się na pograniczu białorusko – polsko – litewskim, dokładnie w słynnej mickiewiczowej Lidzie. Planowałem pracować w Polsce, jednak my mamy swoje plany a Pan Bóg swoje. Pewnego razu spotkałem abp Tadeusza Kondrusiewicza, który wówczas był arcybiskupem w Moskwie, po czym papież Benedykt XVI posłał go do Mińska. Po krótkiej rozmowie ze mną ksiądz arcybiskup stwierdził, że potrzebuje księży. Ja w tym czasie byłem klerykiem na ostatnich latach formacji seminaryjnej i od razu po ukończeniu seminarium zostałem inkardynowany do diecezji mińsko-mohylewskiej.

Zaraz po święceniach myśl o misjonarzach, o dalekich wyjazdach w celu głoszenia Ewangelii często przewija się w sercu młodego księdza, u mnie również taka była. Białoruś mnie nauczyła dużego zaufania Panu Bogu. Przez te 10 lat z Bożą pomocą udało się dużo dobrego tam dokonać. Przez 5 lat byłem duszpasterzem kolejarzy, jakiś czas odpowiadałem za ministrantów, następnie kolejne 5 lat byłem duszpasterzem wspólnoty litewskiej. Na prośbę arcybiskupa zorganizowałem pielgrzymkę na spotkanie z papieżem Franciszkiem w Wilnie. Pojechało na nią ponad 800 osób z całej Białorusi. Tych doświadczeń było bardzo dużo. Nie chcę wspominać w tym kontekście o trudnościach bo ich było zawsze nadmiar. Pragnę powiedzieć, że we wszystkich tych wydarzeniach, posługach Pan Bóg stawiał na mojej drodze niesamowitych ludzi, odkrywał przede mną piękno tego Kościoła. Dla mnie praca tam to umocnienie mojej wiary.

Czy aktualna sytuacja na granicy polsko-białoruskiej w jakikolwiek sposób wpływa na księdza pracę na Białorusi jako kapłana i jako Polaka?

I tak i nie. Bezpośredniego wpływu nie ma ponieważ to jest przeciwległa granica względem tej, przy której pracuję, czyli granicy białorusko-rosyjskiej. Nie odczuwam na Białorusi jakiegokolwiek prześladowania ze strony zwykłych ludzi. Czasem, ale podkreślam – bardzo rzadko, zdarzy się antypolski komentarz. Generalnie wręcz przeciwnie – przychodzą ludzie w dobrych zamiarach mówiąc mi, że jestem z Polski a na granicy jest taka trudna sytuacja. Podam przykład – całkiem niedawno przyszły do mnie dwie starsze panie, siostry rodzone, moje parafianki, zamówić Mszę Świętą za zmarłych. W tej części kraju modlimy się po białorusku, języka polskiego ci ludzie nie rozumieją. Kilka dni przed Mszą te siostry odwiedziły mnie i mówią, że przecież jestem Polakiem, po czym dodają, że jak były małe to ich mama śpiewała im modlitwę, której nie do końca pamiętają. Gdy zaczęły mi nucić, zrozumiałem że chodzi o Anioł Pański. Odpowiadam,  że tą modlitwą modlimy się po  białorusku za zmarłych na co one proszą mnie, abym w czasie zamówionej przez nie Eucharystii poprowadził tę modlitwę po polsku w intencji ich mamy. To był dla mnie bardzo miły moment bo uświadomiło mi to, że gdzieś głęboko w ich serach, w pamięci jest ta modlitwa po polsku, ponieważ kiedyś ich jej nauczono. To była pierwsza modlitwa, jaką poznały w swoim życiu.

Generalnie ludzie są bardzo życzliwi, otwarci. Oczywiście o tym trzeba mówić, że w naszej wschodniej części prześladowanie Kościoła trwa niemalże od czasów carycy Katarzyny czyli ponad 175 lat. To prześladowanie widać chociażby w zburzonych kościołach. Mimo to w tak trudnych warunkach ci ludzie przez cały ten czas zachowali wiarę, modląc się w domach, przyjmując księży pod osłoną nocy, ukrywając ich, bardzo często broniąc. Większość tych wschodnich parafii ma identyczną historię. Byli księża, czy to w Mińsku czy w Mohylewie, wywożeni przez NKWD, następnie rozstrzeliwani. Kościoły zostawały zamknięte, potem przerabiane na spichlerze czy jakieś inne sale, ale wiara w sercach ludzi pozostawała. My dziś jako młode pokolenie mamy pamiątki tych przeszłych wydarzeń. W pierwszej parafii, w której byłem proboszczem, pewnego dnia przyniesiono mi samą figurę Jezusa z krzyża. Jak się okazało, to figura, która umieszczona była na krzyżu w starym kościele przed 1938 rokiem. Historia owego krzyża była taka, że wyrzucono go z kościoła, odnaleziono gdzieś na drewutni, jeden z parafian zabrał na strych a mnie przyniesiono już tylko figurę Jezusa, brudną, wymazaną farbami. Postanowiłem go wyczyścić, po czym zamówiłem nowy krzyż. Wreszcie w sposób bardzo uroczysty wnieśliśmy ten krzyż do kościoła na I Niedzielę Wielkiego Postu. Widziałem wówczas łzy w oczach obecnych ludzi bo w tym odnowionym krzyżu oni widzieli odrodzenie Kościoła. Podobnych historii jest dużo więcej i długo by można o nich opowiadać. To pokazuje prawdziwe oblicze Kościoła w tej części Białorusi, w której jestem.

Serdeczne Bóg zapłać za rozmowę.

Poniżej galeria zdjęć pokazująca codzienną posługę ks. Michała oraz wniesienie i poświęcenie odnowionego Krzyża w Mścisławiu

Close Menu