Dwa lata temu pisałem o 15 powodach „Dlaczego ludzie odchodzą z Kościoła”. Dziś chciałbym podzielić się refleksją na pytanie: „Co zrobić, żeby ludzie wrócili albo przynajmniej nie odchodzili z Kościoła?” Oczywiście, na te tematy wypowiada się wielu. Pozwólcie, że napiszę, jak ja to osobiście widzę.
Najpierw chciałbym powiedzieć o środkach, które nie pomogą, a które mogą wydawać się na pozór skuteczne.
1. Kościół ubogi
Jest wiele Kościołów uboższych niż ten nad Wisłą. Sytuacja materialna księży we Francji jest generalnie dużo gorsza niż nasza. Pensje duchownych we Włoszech czy w Anglii nie powodują żadnych komentarzy ze strony wiernych świeckich, bo każdy zarabia więcej niż księża, ale żaden z tych Kościołów nie przeżywa wiosny, nie kwitnie w sposób budzący zazdrość ani nie jest dowodem na to, że problem tkwi w pieniądzach. To samo w drugą stronę. Bogaty Kościół w Niemczech nie jest przykładem na to, że gdyby Kościół w Polsce miał więcej pieniędzy, to ludzie nie odchodziliby od Kościoła. Do Kościoła nie przyciąga ani ubóstwo ani bogactwo. No, chyba, że ktoś myśli żerować na Kościele.
2. Zniesienie celibatu
Zarówno Kościół prawosławny, anglikański, wiele wspólnot protestanckich a także Kościoły katolickie, w których nie ma obowiązkowego celibatu nie wykazują żadnej istotnej różnicy, jeśli chodzi o przyrost wiernych. Może gdyby księża mieli żony i rodziny, rozumieliby bardziej ludzi, ale przez to ludzie wcale nie rozumieliby bardziej Boga. Jedne problemy by zniknęły, inne by się pojawiły. To nie jest argument za tym, że celibatu nie można zmienić, tylko za tym, że zniesienie celibatu nie wpłynie na trwanie wiernych w Kościele. Może nawet mieć skutek odwrotny.
3. Świętość biskupów i kapłanów
Gdyby była bezpośrednia zależność świętości osobistej od ilości wiernych, to Jezus nawróciłby dużo więcej ludzi, to wszystkie dzieci wierzących rodziców byłyby tak samo wierzące, to w diecezjach, gdzie są najlepsi biskupi nie byłoby tylu odejść od Kościoła, a w parafiach, gdzie są święci księża, ludzie nawracaliby się gromadami. Wystarczy sprawdzić statystyki diecezji i parafii, gdzie pracują duchowni uważani za najlepszych, a zdziwimy się nieźle, że to się nie przekłada wymiernie na ilość ludzi w kościele. Oczywiście wielu z nas zna przykłady, że jak księża pracują solidnie i poświęcają się Bogu i ludziom, to i ludzi jest więcej, ale jakie to jest wymierne, skoro wystarczy, że zmienią księdza i rozpada się grupa tak jakby chodzili tylko i wyłącznie dla księdza.
4. Udział świeckich w Kościele
Przykład nie tylko Niemiec jest dowodem na to, że to nie działa. To nie znaczy, że Kościół nie potrzebuje większego zaangażowania świeckich. Oczywiście, że potrzebuje, tylko, jeśli ktoś myśli, że większy udział i zarządzanie Kościołem przez świeckich powstrzyma ludzi od odejść z Kościoła, to jest naprawdę naiwny.
5. Zmiana zasad moralnych
Wydaje się, że gdyby Kościół nie był przeciw antykoncepcji, in vitro, związkom partnerskim, gdyby poparł aborcję, wszelkiego rodzaju śluby i święcenia kobiet, to wtedy młodzi uwierzyliby Jezusowi. Nie uwierzyliby. Kościół anglikański, gdzie prawie wszystko jest dozwolone, jest tego naocznym dowodem.
Pewno są jeszcze inne „lekarstwa”, które wydają się być skuteczne, problem jednak polega na tym, że nikt jeszcze na świecie nie wymyślił jakiegoś genialnego środka, który pozwoliłby zatrzymać ludzi w Kościele. Bo takiego środka nie ma i nie będzie. Póki wiara polega na relacji człowieka z Bogiem i póki człowiek jest wolny, to zawsze będą tacy, którzy odejdą, nawet gdyby sam Bóg zstąpił na ziemię i stał się człowiekiem.
Czy w takim razie musimy poddać się pesymizmowi? Nie. Jest wiele małych dróg, którymi trzeba chodzić wiernie i konsekwentnie, zostawiając Bogu i ludziom łaskę wiary i niewiary. Dla mnie te kilka poniższych wydają się być najważniejsze.
1. Postawić bardziej na Boga
W Kościele za dużo jest człowieka, myślenia tylko o ludziach, pomagania ludziom, przejmowania się ludźmi, mówienia tak, jakbyśmy byli tylko organizacją społeczną. Liturgia i modlitwa są przestrzeniami, w których musi na pierwszym miejscu być Bóg, bo nie mamy w Kościele nic cenniejszego od Jezusa. Jeśli Go chowamy za parawan chęci przypodobania się ludziom, to ludziom będzie bardzo trudno zobaczyć w Kościele Boga. A przecież o to najbardziej nam chodzi – o spotkanie Boga z człowiekiem. Więcej modlitwy, zwłaszcza do Ducha Świętego, uczenia modlitwy, pokazywania modlitwy, dzielenia się modlitwą, tak, by przywrócić właściwe miejsce Boga w Kościele i osobistym życiu.
2. Postawić większy akcent na jakość i relacje
Ludzie dokonują wyborów na podstawie tego, że coś jest jakościowo dobre (muzyka, ubrania, jedzenie), albo, że to wpływa na jakieś ważne relacje (spotkanie z babcią, przyjacielem, wujkiem). W praktyce powinniśmy tworzyć małe grupy, w których ludzie będą zawiązywali relacje (jak Jezus, który powołał Dwunastu). Raczej nie odejdą z Kościoła ci, którzy w Kościele mają doświadczenie żywej wspólnoty ludzi wierzących. Natomiast tam, gdzie nie mamy dużego wpływu na relacje, bo mamy do czynienia z tłumem, tam trzeba postawić bardziej na jakość (śpiew, liturgia, kazania, katecheza, itp.). Dzisiaj za dużo w Kościele robimy rzeczy, które nie służą ani relacji, ani jakości. A przecież ludzie nie będą tracić czasu na bylejakość i bylekogoś.
3. Prawda ponad opinie
Świat stoi na prawdzie. Jezus, mówi, że to prawda wyzwala. Ewangelia tłumaczy, że nikt nigdy Boga nie poznał poza Jego Synem. Pierwsze wieki chrześcijaństwa to była wielka debata o to, jaka jest prawda o Bogu, o Jezusie, o życiu doczesnym i wiecznym. Za dużo w Kościele mówimy o swoich opiniach, odczuciach. Coś, co w nauce, np. w medycynie byłoby niedopuszczalne. Siłą Kościoła jest prawda o Bogu, człowieku i świecie i za wszelką cenę powinno się tej prawdy szukać i nią głosić, nawet gdyby się to ludziom nie podobało.
4. Być wiernym spowiedzi
Dosyć łatwo zrezygnowano ze spowiedzi na Zachodzie. Tam gdzie ludzie spowiadają się regularnie, gdzie jest świadomość grzechu i daru łaski przebaczenia, tam łatwiej o osobiste doświadczenie Boga.
5. Uczyć słuchania Słowa
Wiara rodzi się ze słuchania słowa Chrystusa (por. Rz 10,17). Dziś jesteśmy przebodźcowani tysiącami sygnałów pozornie ciekawszych od Ewangelii. Tworzenie grup biblijnych, uczenie wiernych medytacji, zachęcanie do rekolekcji ignacjańskich i podobnego typu, położenie większego nacisku na osobiste czytanie Pisma może stać się źródłem żywej wiary.
6. Postawić bardziej na naukę
Chodzi o to, żeby wykorzystać zdobycze nauki pomocne w zarządzaniu ludźmi, czy dojściu do drugiego człowieka. Żeby przekonać świat, musimy świata się uczyć. Żeby przekazać cenny skarb, musimy poznawać język i drogi komunikacji do współczesnego człowieka. We współczesnych czasach jest nie do pomyślenia, żeby wysyłać do szkoły kogoś, kto nie umie uczyć dzieci, żeby wybierać na odpowiedzialnego za młodzież kogoś, kto młodzieży nie lubi. Świat się bardzo wyspecjalizował i jak nie będziemy bardziej na bieżąco z tym co można, do kogo i jak, to głoszenie Ewangelii będzie wyglądało jak filmy religijne na tle największych hitów.
7. Ulepszyć organizację
Nawet najlepsza organizacja nie załatwi wszystkiego, ale aż dziw bierze, że Kościół Katolicki ma miliard członków a jakoś nie umiemy pewnych rzeczy zorganizować lepiej. Nie brakuje dobrych przedszkoli, szkół, punktów charytatywnych, ale już żeby nie mieć chociaż jednej porządnej telewizji katolickiej, gazety, radia, portalu, grupy medialnej, która potrafiłaby zareagować profesjonalnie na pojawiające się problemy, to jest jakaś nasza totalna słabość. Przecież taka powtarzana głupota o Piusie XII i jego rzekomym braku pomocy Żydom, czy sprawy inkwizycji a ostatnio skandale w Kościele odsłaniają między innymi to, że my nie umiemy chore sprawy leczyć ewangelicznie, tylko dziwimy się, lamentujemy i oburzamy.
8. Pokazać, że życie Ewangelią jest piękniejsze
Jeśli życie wierzących nie różni się od niewierzących to nakłanianie ludzi do wiary będzie bezsensowne. Chodzi o to, że my musimy żyć Ewangelią, żeby potem mówić do ludzi: dobrze jest wierzyć, bo wiara przynosi pokój w sercu. Dobrze jest kochać nieprzyjaciół, bo nie muszę żyć jak jędza z niedobrymi ludźmi. Dobrze jest być wiernym jednej żonie czy mężowi, bo daje to niesamowity komfort pewności drugiego człowieka. I tak dalej. Pięknie ujął to w starożytny „List do Diogneta”, który pisze o chrześcijanach tak:
„Żenią się jak wszyscy imają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Słuchają ustalonych praw, z własnym życiem zwyciężają prawa. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są zapoznani i potępiani, a skazani na śmierć zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę. Spotwarzają ich, a są usprawiedliwieni. Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek.”
Jeśli każdy z obecnie wierzących zadbałby o swoją wiarę, jeśli ta wiara byłaby żywa, jeśli przekładałaby się na życie, to jest duże prawdopodobieństwo, że nasze świadectwo byłoby zachętą dla innych. Tak jak świadectwo biegaczy, tych co dbają o linię, czy tych, co odnoszą sukcesy zawodowe jest zachętą dla innych, by popróbować jak oni, tak dobre życie wierzącego może być zachętą dla niektórych.
9. Zostawić ludziom wolność
Jest pokusa, że trzeba ludzi zmuszać do dobra dla ich dobra. Tak robią państwa, ministerstwa, urzędy. Na to nie powinniśmy nigdy zgodzić się w Kościele. Kościół musi pozostać przestrzenią, w której zawsze będzie szanowało się wolność. Dlatego, że naszym zadaniem jest mówić o Bogu, który jest miłością. A nie ma miłości tam, gdzie nie ma wolności. Nie ma miłości również tam, gdzie nie ma odpowiedzialności, dlatego w Kościele muszą być zasady i konsekwencje. Ale to nie ma nic wspólnego z brakiem poszanowania wolności człowieka. Bóg pozwolił ludziom nawet na obozy koncentracyjne. Kościół musi bronić się przed zatrzymywaniem ludzi siłą, manipulacją czy groźbami. Kiedy tłumy uczniów odchodziły od Jezusa, jedyne pytanie, jakie postawił do Dwunastu brzmiało „Czy i wy chcecie odejść?” (J 6,67). Zostawić ludziom wolność to nie tylko zrobić wszystko, żeby szukać zagubionych owiec, ale to również pozwolić na to, żeby zostawić w spokoju marnotrawnego syna.
10. Robić swoje najlepiej jak się da i zaufać Bogu
Jezus nie postawił limitu, do jakiego powinna dojść liczba wierzących na świecie. Wysłał uczniów na cały świat, kazał głosić Ewangelię każdemu stworzeniu i tyle. Zadanie chrześcijan jest zadaniem listonoszy – my tylko dostarczamy list Boga do ludzi. Co z nim zrobią, to ich decyzja i ich odpowiedzialność. Swoje musimy zrobić najlepiej jak umiemy, a wszystko zostawić Bogu. To On jest Panem życia i śmierci. To On wie, kiedy posłać jakiego proroka. To ostatecznie Jemu zależy na tym, żeby „wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4).
Trochę musimy zachować się jak pracownicy opery. To nic, że większość ich nie słucha. To nic, że większości nie interesują ich kawałki. Robią oni swoje na najlepszym poziomie i nie tracą sensu życia z tego powodu, że ludzie i tak będą częściej słuchać disco polo. Nawet gdyby większość nie była zainteresowana wiarą, Bogiem, Jezusem, to wcale nie przeszkadza w tym, żebyśmy pogłębiali swoją wiarę, dzielili się nią z innymi, a resztę zostawili Bogu, który zna więcej dróg do człowieka niż my znamy ludzi.
Raz ktoś Go zapytał: «Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?» On rzekł do nich: «Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają. (Łk 13,23-24)
Ks. Wojciech Węgrzyniak